Wednesday, July 3, 2013

Leśne Historie część ostatnia

Kochani, za chwil kilka pakuję kalosze i uciekam w nadmorskie tereny poszaleć koncertowo i odpoczywać na piasku:) Przed wyjazdem jednak zapragnęłam przekazać Wam ostatni odcinek "Leśnych historii", bo w kolejce czekają już następne:) Dzisiejszy bohater, który pojawił się w bajce, spotka się jeszcze z nami i zobaczymy, jakie czekają go wakacyjne przygody. Ale najpierw zobaczcie, kto miał dziś bardzo wyjątkowy dzień:)

"Leśne historie" część ostatnia


   Zając Marzyciel obudził się tego dnia wyjątkowo wcześnie. Zaraz po tym, jak otworzył oczy,
ogarnęło go uczucie podekscytowania - to był TEN dzień!! Jego URODZINY!! Wyskoczył z
posłania, szybko umył zęby, przeczesał wąsy i wybiegł z norki na polanę. Wokół panowała jeszcze poranna cisza, ale gdzieniegdzie slychać było już odgłosy budzącego się lasu.
- To będzie wyjątkowy dzień - pomyślał zając i poszedł przygotować sobie śniadanie.
- Dzień dobry Marzycielu - przywitał go Tomek; polana powoli zaczęła zapełniać sie przyjaciółmi, zbierającymi się na wspólny posiłek.
- Dzień dobry! - powiedział zając, nie kryjąc radości. Kiedy wszyscy rozsiedli się na trawie popatrzył na nich z oczekiwaniem. Ale nikt nie wspomniał nawet o jego urodzinach, nikt nie składał mu życzeń.
- To nic - pomyślał - na pewno zrobią to po śniadaniu. Mimo wszystko zasmucił się.
- Co się stało zajączku? wszystko w porządku? - spytał jeżyk Wodniczek.
- Tak.  Dziś jest po prostu taki wyjątkowy dzień...
- To prawda - odrzekł Dziadzio Artur przyglądając mu się z góry - zapowiada się piękna pogoda. Ale dlaczego Cię to smuci?
- To nic, tak tylko sobie myślałem, że chciałbym dziś zrobić coś nadzwyczajnego.
- To świetny pomysł - wykrzyknęły znienacka Wędrujące Grzyby - a co?!
- Nie wiem, chciałbym spędzić z Wami trochę czasu - odpowiedział.
- Bardzo chętnie zajączku - powiedział lis - tylko później, bo mam dziś mnóstwo spraw na głowie.
- Ja też - powiedziała Matylda - może po południu przylecę do Was znowu.
Okazało się, że każdy ma tego dnia coś bardzo ważnego do zrobienia i po śniadaniu polana opustoszała. Marzycielowi zrobiło się bardzo przykro.
- Wygląda na to, że nikt nie pamięta o moich urodzinach - westchnął i poszedł do swojej norki.
Dzień dłużył się niemiłosiernie i zając starał się wynajdywać sobie najróżniejsze zajęcia, aby tylko się nie smucić. W końcu zrobił już wszystko co mu przyszło do głowy, a że nic nie działało, zdecydował się po południu iść na długi spacer. Zaszedł jednak tak daleko, że kiedy postanowił wrócić już się ściemniało, a kiedy dotarł na polanę, było już ciemno. Wokół nie było nikogo.
- Gdzie są wszyscy? - pomyślał zaniepokojony - to bardzo dziwne, powinni już wrócić do domów.
Nagle zobaczył małe światełko. Najpierw jedno, potem następne i następne, aż w końcu cała polana rozbłysła setką maleńkich świetlnych punkcików odsłaniając stojący na środku stół i zebrane przy nim zwierzęta.
- NIESPODZIANKA! - wykrzyknęły chórem - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ZAJĄCZKU!!!
Marzyciel nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- To dla mnie?!? zrobiliście to dla mnie?!? - spytał wzruszony.
- Oczywiście - zaszumiała  Ada, kuzynka Zosi, która przyszła z daleka specjalnie na tą okazję - przecież to Twoje urodziny - zaśmiała się.
- Chcieliśmy Ci zrobić niespodziankę - rzekła Matylda.
- I zrobiliście! Jaki piękny stół...
To prawda, przyjaciele bardzo się postarali - było mnóstwo pysznego jedzenia, wielki tort z jagód i malin, miodowy napój, a wszystko pięknie przybrane polnymi kwiatami i gałązkami ziół. Z drzew zwisały kwietne girlandy, a obok Dziadzia Artura na zajączka czekała cała góra prezentów.
Wszyscy usiedli do stołu i zaczęła się uczta. Przybyli wszyscy przyjaciele z bliższych i dalszych rejonów, którzy rzadko zapuszczali się w te okolice, tak jak np Eleonora, ciocia Antoniego. Dziś bardzo zadowolona siedziała obok Beatki i Piotrka i żywo rozmawiała o wydarzeniach z jej części lasu.
Nagle siostry Ala i Ola poruszyły się niespokojnie i odbiegły od stołu.
- ALARM!ALARM! - usłyszeli goście - Człowiek idzie!!!!
Po chwili polana opustoszała, a każdy, choć nie było to łatwe, schronił się w bezpiecznej kryjówce. Na polanie zjawił się mały chłopczyk. Był bardzo przestraszony i płakał, więc nawet nie zauważył, że obserwują go dziesiątki oczu; usiadł na pniu i skulił się. Siedział tak płacząc cichutko, a Artur i Zosia patrzyli na niego z uwagą.
- Zgubiło się biedactwo - zaszumiała Zosia - musi być przerażony, sam w ciemnym lesie...
- Jego rodzice z pewnością go szukają, ale czy dadzą rade tu trafić? - odpowiedział jej Artur.
- Trzeba mu pomóc! - wykrzyknęła Matylda i chłopczyk aż podskoczył na dźwięk głosu sowy -  dla niego to było tylko pohukiwanie, które jeszcze bardziej go wystraszyło.
Na polanie dało się wyczuć napięcie, każdy myślał podobnie, ale nikt nie odważył się wyjść pierwszy.
   W końcu Marzyciel wychylił się zza krzaka i mimo strachu podszedł bliżej chłopca. Ten przestał płakać i z niepokojem spojrzał na zająca. Po chwili kolejne zwierzęta zaczęły wychodzić z kryjówek i podchodzić do małego gościa, cichutko, żeby go nie wystraszyć. W końcu otoczyły go wszystkie i nagle chłopczyk uspokoił się - poczuł, że te wszystkie lisy, jelonki, nawet niedźwiedzie chcą mu pomóc i żadne z nich nie zrobi mu krzywdy. Postanowił więc się do nich odezwać, mimo iż nie sądził, aby go zrozumiały.
- Nazywam się Franek. Nie wiem gdzie jestem - powiedział cichutko - zgubiłem moich rodziców...poszedłem tylko nad strumień i nagle zrobiło się ciemno, a ja nie mogłem znaleźć drogi. Nie wiem jak wrócić do domu... - urwał i cichutko zapłakał. Marzyciel patrzył na niego wyczekująco.
- Mieszkam niedaleko lasu, zaraz przy starym moście.
Zajączek odwrócił się do swoich towarzyszy i powiedział:
- Trzeba go odprowadzić do domu, przecież nie może tu zostać na noc.
- To prawda - przytaknęła Karolina - pójdziemy wszyscy.
- Świetnie! - ucieszył się Miś Ryś - chodźmy więc.
Marzyciel popatrzył na chłopca i skierował się w stronę dróżki, którą przyszedl. Franek zawahał się, ale po chwili wstał i ruszył za zającem, a reszta zwierząt poszła za nimi. Wokół nich latały świetliki oświetlając drogę. Szli tak dość długo, aż w końcu znaleźli się na skraju lasu, gdzie pomiędzy drzewami widać było światła latarek i nawoływania ludzi, którzy pomagali w poszukiwaniach chłopca.
Nagle wszyscy ludzie zatrzymali się, gdyż ich oczom ukazał się niesamowity widok - z lasu wyszedł zając, za którym szedł Franek otoczony całą gromadą zwierząt. Chłopiec dostrzegł rodziców i krzyknął z radości:
- Mamo! Tato!
Podbiegł do nich i bardzo mocno się przytulił.
 - Franek, synku, wszędzie Cię szukaliśmy! Gdzie byłeś?! Nic Ci nie jest??
- Byłem aż na polanie. Było ciemno i bardzo się bałem, ale potem przyszły do mnie te wszystkie zwierzęta i powiedziałem im, że się zgubiłem, a one odprowadziły mnie tutaj.
Rodzice przyjrzeli mu się zaskoczeni.
- Co Ty mówisz, synku?? - spytała z niedowierzaniem Mama.
- To prawda, one mi pomogły!! - powiedział z przejęciem Franek.
Rodzice odwrócili się w stronę lasu, gdzie stały zwierzęta.
- W takim razie bardzo Wam dziękujemy - powiedział wzruszony Tata - uratowałyście naszego synka!
I bardzo się zdziwił, bo zając popatrzył na niego i kiwnął głową, jakby odpowiadał "nie ma za co"
Po czym zwierzęta odwróciły się i weszły z powrotem do lasu. Marzyciel odwrócił się ostatni raz i widząc machającego na pożegnanie Franka pomyślał szczęśliwy:
- Ty był naprawdę wyjątkowy dzień.